rebeliantka rebeliantka
1765
BLOG

Z kancelisty na inspektora - o fikcji konkursów na urzędnika

rebeliantka rebeliantka Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

image


                                           Obywatelska, Nr 144, 6-19.07.2017, str. 21



Nabory na urzędników mają w Polsce złą prasę. Są powszechnie postrzegane jako „ustawione”. Potwierdzają to naukowcy i instytucje kontrolne. Pojawia się zatem wątpliwość – czy doskonalić procedury naboru czy odstąpić od denerwującej fikcji?

Zatrudnianie urzędników samorządowych reguluje ustawa z dnia 21 listopada 2008 r. o pracownikach samorządowych. W art. 11.1 stanowi, iż: „Nabór kandydatów na wolne stanowiska urzędnicze, w tym na kierownicze stanowiska urzędnicze, jest otwarty i konkurencyjny”. W art. 13. ustawy ujęte są kwestie ogłoszeń o wolnych stanowiskach, w kolejnych artykułach – protokołowanie naboru kandydatów oraz informowanie o jego wynikach.
 
 
NIK o nierównym traktowaniu
 
 Jak wynika z kontroli NIK,  nabory - mimo dość szczegółowych regulacji prawnych - są często prowadzone bez zachowania zasady równości szans i nie gwarantują wyboru najlepszych kandydatów. W raporcie z 2010 roku NIK stwierdził, że nierzadko (ok. 30% zbadanych urzędów) stwarzane są tylko pozory otwartego i konkurencyjnego naboru, gdy w rzeczywistości ma miejsce sterowanie przebiegiem konkursów, by zwiększyć szanse konkretnych kandydatów. Odbywa się to poprzez ustalanie kryteriów nieadekwatnych do zadań realizowanych na obsadzanych stanowiskach, za to odpowiadających kwalifikacjom preferowanych osób, wybiórcze stosowanie przyjętych zasad oraz nierówne traktowanie kandydatów.
 
Po 4 latach sytuacja prawie nie uległa zmianie. W raporcie z 19.02.2014 r. stwierdzono m.in., że:
·       w 25,9 proc. skontrolowanych jednostek miało miejsce nierówne traktowanie kandydatów i formułowanie kryteriów naboru niejednoznacznych lub nieadekwatnych,
·       w 14,8 proc. jednostek zatrudniono osoby niespełniające wymogów określonych przepisami prawa lub sformułowanych w ogłoszeniach o naborze,
·       w 22,9 proc. jednostek nierzetelnie weryfikowano kandydatów do pracy.
 
Czy obecnie jest lepiej? Prześledźmy konkretny przypadek.
 
 
Nabór urzędniczki do Wydziału Ochrony Środowiska
 
Czechowice-Dziedzice, to ok. 40-tysięczy ośrodek przemysłowy w południowej Polsce. Znany z kopalni węgla kamiennego „Silesia”, walcowni metali, fabryki zapałek, ale też i pobliskiej zapory na Wiśle, tworzącej Zbiornik Goczałkowicki i zlokalizowanego nad nim uzdrowiska. Patronem miasta jest Św. Andrzej Bobola, patronujący nadto jezuickiej parafii i domowi rekolekcyjnemu, działającemu tutaj już ponad 100 lat. Miasto było zawsze silnym ośrodkiem polskiej myśli narodowej na skalę całego Śląska Cieszyńskiego Stąd wywodził się słynny żołnierz NSZ Henryk Flame, zwany później Królem Podbeskidzia.Z Czechowic-Dziedzic pochodzi obecny prezes IPN prof. Jarosław Szarek, a z okolic - kardynał Kazimierz Nycz. 
 
Burmistrzem Miasta jest od trzech kadencji Marian Błachut. Ogłosił on w czerwcu br. nabór na stanowisko inspektora w Wydziale Ochrony Środowiska i Rolnictwa. Inspektor ma realizować różnorodne zadania, m.in. takie jak: kontrola nieruchomości w zakresie przepisów przestrzegania ochrony środowiska, wydawanie decyzji o konieczności podłączeń do kanalizacji miejskiej, wydawanie decyzji nakazujących osobom fizycznym wykonanie czynności zmierzających do ograniczenia negatywnego oddziaływania na środowisko, udzielanie dotacji na dofinansowywanie zadań związanych z ochroną środowiska, koordynacja działań związanych z realizacją Programu Ograniczania Niskiej Emisji.
Do naboru zgłosiła się absolwentka biologii na UJ i dwóch studiów podyplomowych na Wydziale  Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej (z zakresu zaopatrzenia w wodę, usuwania i unieszkodliwiania ścieków oraz gospodarki odpadami). Legitymowała się też  ukończeniem szkoleń z oceny oddziaływania na środowisko w procesie inwestycyjnym z uwzględnieniem najnowszych przepisów i adaptacji do zmian klimatu, z technologii oczyszczania wody i ścieków, a także z zakresu zagadnień prawnych, wiążących się z ochroną środowiska.
Kandydatka od dziesięciu lat pracuje w dużej firmie prywatnej jako specjalista ds. projektów środowiskowych. Sporządza raporty z monitoringu środowiska gruntowo-wodnego, opracowuje operaty wodno-prawne, wnioski o wydanie zezwoleń na zbieranie odpadów i ich przetwarzanie, opracowuje raporty z zakresu oceny oddziaływania na środowisko, opracowuje instrukcje prowadzenia składowisk odpadów, etc.
Jakież było jej zdumienie, gdy otrzymała pismo z Urzędu Miasta, że nie posiada wykształcenia niezbędnego do zajęcia stanowiska.
 
O co tutaj chodzi?
Poczuła się urażona odpowiedzią, ale machnęła na nią ręką, kwitując sprawę krótko: „Wiadomo, że miejsca pracy w urzędach od zawsze były tylko dla osób z polecenia”.
O sprawie opowiedziała mi rodzina pechowej aplikantki. Zwróciłam się do Urzędu Miasta o wyjaśnienia.
Sekretarz Miasta, pan Marek Gazda odpowiedział mi, że zdaniem komisji rekrutacyjnej aplikująca nie posiada stosownego wykształcenia, gdyż w ogłoszeniu o stanowisku sprecyzowano, że kandydat musi posiadać wykształcenie o profilu: ochrona środowiska lub administracja, a studia podyplomowe zgodnie z wyrokiem NSA sygn. II GSK 483/12„stanowią inną, niż studia wyższe, i studia doktoranckie, formę kształcenia, przeznaczoną dla osób legitymujących się dyplomem ukończenia studiów wyższych”.
No cóż, odpowiedź jest klasycznym dowodem pustosłowia, nietrafnego wykorzystywania orzecznictwa sądów najwyższych i manipulowania naborem przy wykorzystaniu nieadekwatnych kryteriów, za pomocą których można odrzucać niechcianych kandydatów.
Aplikująca niewątpliwie ma kompetencje do realizacji zadań na stanowisku, którego dotyczyło ogłoszenie. Wynika to zarówno z faktu, że ukończyła nauki biologiczne na prestiżowej uczelni i uzupełniła wykształcenie o profilu ogólnoakademickim przez dodatkowe studia podyplomowe i szkolenia o profilu praktycznym w dyscyplinie ochrona środowiska. Wykazuje się również bogatym doświadczeniem zawodowym w tym zakresie (także z zagadnień prawnych w tym obszarze), przy czym jest ono w najwyższym stopniu spójne z zadaniami, które miał wykonywać inspektor na wolnym stanowisku.
Organizujący nabór w ogłoszeniu posłużyli się błędnymi terminami dotyczącymi pożądanego wykształcenia i mylnie interpretują wiedzę pozyskiwaną przez absolwentów różnego rodzaju studiów. Przede wszystkim, w świetle przepisów prawa nie ma takich profili wykształcenia jak: ochrona środowiska lub administracja. Istnieje profil kształcenia ogólnoakademicki lub praktyczny (por. art. 2.1.18e  Ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym). Wiedzę na temat dyscypliny ochrona środowiska można pozyskać na wydziałach kształcących w dziedzinie nauk biologicznych lub rolniczych, a na pewno nie na administracji, która należy do dziedziny nauk prawnych (por. Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 8 sierpnia 2011 r. w sprawie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych).
Nie wiadomo, czy urząd bardziej potrzebuje specjalisty od ochrony środowiska, czy prawnika, ale aplikantka posiadała wszystkie niezbędne kwalifikacje, a odpowiedź urzędu o „niespełnieniu wymagań” w żaden sposób nie precyzowała rzekomych „braków” kandydatki.
 
Kto wygrał?
Nabór wygrała pracownica urzędu zatrudniona do tej pory na stanowisku kancelistki w Wydziale Ochrony Środowiska i zajmująca się weryfikacją wniosków o udzielanie dotacji na dofinansowanie kosztów budowy przyłączy kanalizacyjnych.
Jest ona absolwentką administracji i prawdopodobnie ukończyła tylko licencjat. Jej szefowa (jednocześnie członkini komisji rekrutacyjnej) nie potrafiła mi powiedzieć, jaką szkołę wyższą ukończyła kandydatka. W urzędzie trwa sprawdzanie, czy udzielenie tej informacji będzie zgodne z ustawą o dostępie do informacji publicznej.
Abstrahując od powyższych okoliczności, trzeba zauważyć, że zwyciężczyni awansowała w ten sposób o kilka szczebli w strukturze urzędu. Potem może chyba zostać już tylko naczelnikiem wydziału. Imponujący rozwój kariery.
Do konkursu zgłosiło się sześcioro kandydatów, spośród których do rozmów z komisją rekrutacyjną dopuszczono dwie osoby. Protokół z przeprowadzonego naboru jest niezwykle lakoniczny i w żaden sposób nie wynika z niego jakie konkretne przewagi posiada wybrana urzędniczka nad pozostałymi kandydatami.
---------------------------
Może zatem należałoby zrezygnować z wszelkich fikcyjnych naborów i ustalić, żeby  burmistrzowie zatrudniali kogo chcą, na własne ryzyko i odpowiedzialność, bez gry pozorów i zawracania głowy kandydatom, których jedyną rolą jest „robienie tłumu”?

image
rebeliantka
O mnie rebeliantka

Zna się na zarządzaniu. Konserwatystka. W wieku średnim, ale bez oznak kryzysu. Nie znosi polityków mamiących ludzi obietnicami bez pokrycia (fumum vendere – dosłownie: sprzedających dym). Lubi podróże, kontempluje - sztuki plastyczne i muzykę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka